Często ludzie pytają mnie, jak to było 100 lat temu, nie było psychologów i ludzie sobie radzili i dzieci się wychowywały…
Odpowiadam zwykle coś w tym duchu: 100 lat temu z 10 dzieci przeżywało dwoje może troje. Reszta szła bardzo szybko do piachu. Dla tych, którzy przeżyli, psycholog najczęściej nie był potrzebny.
Więc bierzemy się za terapię czy robicie następne?